Czy na takim Warszewie chcieliśmy mieszkać?

Jaki pomysł na rozbudowę Warszewa ma miasto? Czy w ogóle go ma? Czy to tylko przypadkowość i chaos? - pytali mieszkańcy, narzekając na korki, brak dróg, autobusów, żłobków, przedszkoli, szkół, basenów i boisk oraz na zaśmiecanie dzielnicy.

Starzy i nowi mieszkańcy Warszewa, jednej z najmodniejszych dzielnic Szczecina, spotkali się w piątek w kościele pw. św. Antoniego przy ul. Szczecińskiej, by rozmawiać na temat "Tożsamość Warszewa wczoraj, dziś i jutro. Czy na takim Warszewie chcielibyśmy mieszkać?". Dyskusja była częścią parafialnych obchodów odpustowych, podczas których parafia postanowiła połączyć aktywność religijną z działaniem społecznym.

Prowadzący piątkowe spotkanie Janusz Szewczuk (warszewiak od lat 80., w latach 90. radny i członek zarządu miasta) przypomniał, że dzielnica była wsią i jeszcze do lat 80. miała sołtysa - stąd dziś ul. Szczecińska w Szczecinie. W latach 80. zaczął się napływ nowych, którzy budowali tu domy. Starzy i nowi skupili się wokół szkoły i parafii. Wspólnie budowali plebanię, porządkowali skwery czy cmentarz, dzisiaj zamieniany w park z lapidarium.

- Połowa wartości wzrostu cen nieruchomości wzięła się z tej aktywności społecznej, z klimatu, jaki ta aktywność stworzyła - mówił Szewczuk. Wyliczał, że dzisiaj miasto szacuje liczbę mieszkańców Warszewa na ponad 6 tys. Ale według danych parafii to już 8-9 tys. - Na Warszewie mieszka 2 proc. szczecinian, ale od nich pochodzi 10 proc. podatków od wynagrodzeń. Tu rodzi się najwięcej dzieci. Ta dzielnica jest dużo warta dla miasta - podkreślał Szewczuk.

A ludzie zastanawiali się, czy miasto zdaje sobie z tego sprawę, skoro coraz trudniej im się tu żyje bez rozwiniętej infrastruktury (dróg, pełnej kanalizacji). Niepokoi ich zmniejszająca się przestrzeń publiczna - w przyszłości między tłoczącymi się domami mieszkalnymi może zabraknąć miejsca na obiekty potrzebne wszystkim. Mówili, że pierwsi zniechęceni już zaczynają się stąd wyprowadzać. Wypowiadał się m.in. Andrzej Szarpanowski, który "z bólem serca, ale zamierza wyjechać i zbudować dom pod Stargardem".

Sławomir Jasiński (warszewiak od 20 lat) tłumaczył, że osiedlił się tu skuszony bliskością przyrody i tym, że mieszkańcy nie byli dla siebie anonimowi. - Woziłem dzieci na basen do miasta, ale to trwało pięć minut, a dzisiaj 40 - mówił. - Doskwiera brak szkół, basenu, zaplecza dla młodzieży. Korki już nie tylko rano, ale i wieczorem. Irytujące jest zaśmiecanie Puszczy Wkrzańskiej. Sterty śmieci, stare auta, dzikie biesiady w lesie.

Podczas dyskusji ludzie narzekali na niską w tej dzielnicy aktywność straży miejskiej, która mogłaby sprawnie ukrócić zaśmiecanie.

Panu Marcinowi (warszewiakowi od 22 maja) brak tu dobrego połączenia autobusowego z miastem. Panu Maciejowi (od czterech lat) brakuje spojrzenia sąsiadów na dzielnicę jako całość, a nie tylko nastawienie na siebie i swą posesję. Elżbieta Trzcińska z rady osiedla mówiła, że takie nastawienie potęguje niszczenie więzi społecznych, odgradzanie się osiedli murami.

Mieszkańcy zastanawiali się, czy rozbudowa Warszewa to chaos. Czy wciskanie między domy jednorodzinne bloków i niezostawiane miejsca na przyszłe zakłady usługowe, szkoły, żłobki, skwery, nie zniszczy dzielnicy? Podkreślali, że planowana szkoła już w chwili powstania będzie za mała. Pytali, czy nie miasto, a deweloperzy kształtują dzielnicę, jak chcą i jak im się opłaca.

Piotr Fiuk, współautor opracowania dotyczącego układu urbanistyczno-historycznego starej wsi Warszewo, mówił: - Nasza analiza historii stworzyła wytyczne, na podstawie których rozwija się wasza dzielnica. Środkowa, wrzecionowata część wsi wokół kościoła ma korzenie w XIV-XV w. Są tu nieliczne zachowane budynki z początków XX w. Dwie, trzy kamieniczki czynszowe, minikamienica kupiecka skopiowana z tych w mieście. Jest jeszcze słoń i bruk. Gdyby tę część wyremontować, byłby to bezcenny fragment Warszewa.

Fiuk tłumaczył, że tę część miasto szczególnie chroni i nie rozbudowuje, a jeśli już, to tylko domami, które dostosowują się do istniejących.

Szewczuk stwierdził, że reszta dzielnicy będzie się rozrastać i ludzie muszą pogodzić się z tym, iż nie będzie to peryferyjna, ale normalna część miasta.

Mieszkańcy postanowili, że na początek chcą ukrócić zaśmiecanie. Wspólnie wysprzątają Warszewo i zaznaczą na mapie dzikie wysypiska. Poproszą, by straż miejska pilnowała porządku. Zaapelują też do władz, by wydając kolejne pozwolenia, pamiętały o zachowaniu miejsca pod przyszłe usługi, zakłady i obiekty, bez których dzielnica nie będzie mogła normalnie funkcjonować.

Monika Adamowska

źródło: Gazeta Wyborcza Szczecin